No i nie było mnie.
Pomimo szczerych chęci nie byłam w stanie czegokolwiek napisać - brak dostępu do internetu.
Pomimo szczerych chęci nie byłam w stanie czegokolwiek upleść - brak fizycznych, czasowych i organizacyjnych możliwości aby przysiąść i coś zrobić. (Chociaż jednak coś zrobiłam - uplotłam wieniec i kilka jaj wielkanocnych - niedługo warsztaty świąteczne, ale o tym innym razem.)
Czas spędziłam tam gdzie pragnę być już od jakiegoś czasu i z ludźmi, z którymi chcę żyć. Przynajmniej chciałam jeszcze dwa tygodnie temu. I o mały włos pisałabym już z tamtego miejsca. Jednak coś pękło. I teraz stoję w ogromnym znaku zapytania, na jego okrągłej kropce próbując złapać równowagę, a jego zawijas kręci mi w głowie dziurę. Potwornie chciałabym aby ktoś powiedział mi co mam robić i że to będzie dobry wybór. Ale nikt nie jest w stanie tego zrobić... nikt nie może mi wskazać odpowiedniej decyzji. A ja w tym momencie boję się ją podjąć. Tak bardzo nie chcę tracić tego co mam bo zbyt wiele to dla mnie znaczy. A tak bardzo tkwi we mnie lęk, że niestety będę musiała wyleczyć swoją duszę i porzucić dotychczasowe marzenia.
Boli... bardzo...
Ale na szczęście wracam do kręcenia rurek i wyplatania. To mnie uspokaja. Nie pokaże mi to co mam robić ale przynajmniej nie będę się trzęsła w środku.
Kręcę Kręcę Kręcę Kręcę Kręcę Kręcę Kręcę